Ricordi le strade erano piene di quel lucido scirocco
Che trasforma la realtà abusata e la rende irreale
Sembravano alzarsi le torri in un largo gesto barocco
E in via dei Giudei volavan velieri come in un porto canale
Tu dietro al vetro di un bar impersonale
Seduto a un tavolo da poeta francese
Con la tua solita faccia aperta ai dubbi
E un po' di rosso routine dentro al bicchiere
Pensai di entrare per stare assieme a bere
E a chiacchierare di nubi.
Ma lei arrivò affrettata danzando nella rosa
Di un abito di percalle che le fasciava i fianchi
E cominciò a parlare ed ordinò qualcosa
Mentre nel cielo rinnovato correvano le nubi a branchi
E le lacrime si aggiunsero al latte di quel tè
E le mani disegnavano sogni e certezze
Ma io sapevo come ti sentivi schiacciato
Fra lei e quell'altra che non sapevi lasciare
Tra i tuoi due figli e l'una e l'altra morale
Come sembravi inchiodato...
Lei si alzò con un gesto finale
Poi andò via senza voltarsi indietro
Mentre quel vento la riempiva
Di ricordi impossibili
Di confusione e immagini...
Lui restò come chi non sa proprio cosa fare
Cercando ancora chissà quale soluzione
Ma è meglio poi un giorno solo da ricordare
Che ricadere in una nuova realtà sempre identica.
Ora non so davvero dove lei sia finita
Se ha partorito un figlio o come inventa le sere, lui
Abita da solo e divide la vita
Fra il lavoro, versi inutili e la routine d'un bicchiere
Soffiasse davvero quel vento di scirocco
E arrivasse ogni giorno per spingerci a guardare
Dietro alla faccia abusata delle cose
Nei labirinti oscuri delle case
Dietro allo specchio segreto d'ogni viso
Dentro di noi.
Che trasforma la realtà abusata e la rende irreale
Sembravano alzarsi le torri in un largo gesto barocco
E in via dei Giudei volavan velieri come in un porto canale
Tu dietro al vetro di un bar impersonale
Seduto a un tavolo da poeta francese
Con la tua solita faccia aperta ai dubbi
E un po' di rosso routine dentro al bicchiere
Pensai di entrare per stare assieme a bere
E a chiacchierare di nubi.
Ma lei arrivò affrettata danzando nella rosa
Di un abito di percalle che le fasciava i fianchi
E cominciò a parlare ed ordinò qualcosa
Mentre nel cielo rinnovato correvano le nubi a branchi
E le lacrime si aggiunsero al latte di quel tè
E le mani disegnavano sogni e certezze
Ma io sapevo come ti sentivi schiacciato
Fra lei e quell'altra che non sapevi lasciare
Tra i tuoi due figli e l'una e l'altra morale
Come sembravi inchiodato...
Lei si alzò con un gesto finale
Poi andò via senza voltarsi indietro
Mentre quel vento la riempiva
Di ricordi impossibili
Di confusione e immagini...
Lui restò come chi non sa proprio cosa fare
Cercando ancora chissà quale soluzione
Ma è meglio poi un giorno solo da ricordare
Che ricadere in una nuova realtà sempre identica.
Ora non so davvero dove lei sia finita
Se ha partorito un figlio o come inventa le sere, lui
Abita da solo e divide la vita
Fra il lavoro, versi inutili e la routine d'un bicchiere
Soffiasse davvero quel vento di scirocco
E arrivasse ogni giorno per spingerci a guardare
Dietro alla faccia abusata delle cose
Nei labirinti oscuri delle case
Dietro allo specchio segreto d'ogni viso
Dentro di noi.
envoyé par Riccardo Gullotta - 22/12/2019 - 18:53
Langue: polonais
Polskie tłumaczenie / Traduzione polacca / Polish translation / Traduction polonaise / Puolankielinen käännös: Agnieszka (L. Trans.)
SCIROCCO
Pamiętasz? Ulice były pełne tego świetlistego scirocco [1],
który zmienia wyświechtaną rzeczywistość w coś nierealnego.
Zdawało się, że wieże wznoszą się w szerokim, barokowym geście,
a na Via dei Giudei [2] powiewały żaglowce jak w porcie kanału.
Ty, za szybą bezimiennego baru,
siedząc przy stoliku niczym francuski poeta,
z niezmienną miną człowieka sceptycznego
i, jak zawsze, odrobiną czerwonego wina w kieliszku.
Pomyślałem, żeby wejść, wypić coś razem
i pogadać o chmurach…
Ale przyszła ona: spóźniona, powiewając różem
perkalowej sukienki, która opinała jej biodra
i zaczęła coś mówić i coś zamówiła,
podczas gdy na odświeżonym niebie przebiegały stada chmur;
łzy mieszały się z mlekiem w herbacie,
a dłonie opisywały marzenia i oczywistości,
lecz ja wiedziałem, jak bardzo czułeś się zakleszczony
między nią i tą drugą, której nie umiałeś opuścić,
pomiędzy dwojgiem twych dzieci i taką czy inną moralnością,
jak bardzo wydawałeś się osaczony…
Ona podniosła się z pożegnalnym gestem,
potem odeszła nie patrząc za siebie,
podczas gdy ten wiatr owionął ją
niewyobrażalnymi wspomnieniami,
bezładem i obrazami.
On nie ruszył się, jak ktoś, kto zupełnie nie wie, co robić,
szukając może jeszcze jakiegoś rozwiązania,
lecz lepiej jest mieć jeden dzień do zapamiętania,
niż wpaść w nową rzeczywistość, zawsze taką samą…
Teraz naprawdę nie wiem, gdzie ona osiadła,
czy urodziła dziecko lub jak spędza wieczory;
on mieszka sam i dzieli swoje życie
pomiędzy pracę, bezużyteczne wiersze i zwyczajowy kieliszek.
Doprawdy, niechby wiał ten wiatr scirocco
i pojawiał się codziennie, zmuszając nas do zaglądania
za wyświechtaną fasadę rzeczy,
w ciemne labirynty domów,
za tajemne lustro każdej twarzy,
w nasze wnętrze…
Pamiętasz? Ulice były pełne tego świetlistego scirocco [1],
który zmienia wyświechtaną rzeczywistość w coś nierealnego.
Zdawało się, że wieże wznoszą się w szerokim, barokowym geście,
a na Via dei Giudei [2] powiewały żaglowce jak w porcie kanału.
Ty, za szybą bezimiennego baru,
siedząc przy stoliku niczym francuski poeta,
z niezmienną miną człowieka sceptycznego
i, jak zawsze, odrobiną czerwonego wina w kieliszku.
Pomyślałem, żeby wejść, wypić coś razem
i pogadać o chmurach…
Ale przyszła ona: spóźniona, powiewając różem
perkalowej sukienki, która opinała jej biodra
i zaczęła coś mówić i coś zamówiła,
podczas gdy na odświeżonym niebie przebiegały stada chmur;
łzy mieszały się z mlekiem w herbacie,
a dłonie opisywały marzenia i oczywistości,
lecz ja wiedziałem, jak bardzo czułeś się zakleszczony
między nią i tą drugą, której nie umiałeś opuścić,
pomiędzy dwojgiem twych dzieci i taką czy inną moralnością,
jak bardzo wydawałeś się osaczony…
Ona podniosła się z pożegnalnym gestem,
potem odeszła nie patrząc za siebie,
podczas gdy ten wiatr owionął ją
niewyobrażalnymi wspomnieniami,
bezładem i obrazami.
On nie ruszył się, jak ktoś, kto zupełnie nie wie, co robić,
szukając może jeszcze jakiegoś rozwiązania,
lecz lepiej jest mieć jeden dzień do zapamiętania,
niż wpaść w nową rzeczywistość, zawsze taką samą…
Teraz naprawdę nie wiem, gdzie ona osiadła,
czy urodziła dziecko lub jak spędza wieczory;
on mieszka sam i dzieli swoje życie
pomiędzy pracę, bezużyteczne wiersze i zwyczajowy kieliszek.
Doprawdy, niechby wiał ten wiatr scirocco
i pojawiał się codziennie, zmuszając nas do zaglądania
za wyświechtaną fasadę rzeczy,
w ciemne labirynty domów,
za tajemne lustro każdej twarzy,
w nasze wnętrze…
envoyé par Riccardo Venturi - 22/12/2019 - 23:13
Langue: français
Version française – SIROCCO – Marco Valdo M.I. – 2019
Chanson italienne – Scirocco – Francesco Guccini – 1987
Paroles : Francesco Guccini
Musique : Francesco Guccini – Juan Carlos Biondini [Flaco]
1. Album : Signora Bovary [1987] – Francesco Guccini [1987]
2. Album : Note di viaggio – Capitolo 1: Venite avanti – Interprète : Carmen Consoli [2019]
Chanson italienne – Scirocco – Francesco Guccini – 1987
Paroles : Francesco Guccini
Musique : Francesco Guccini – Juan Carlos Biondini [Flaco]
1. Album : Signora Bovary [1987] – Francesco Guccini [1987]
2. Album : Note di viaggio – Capitolo 1: Venite avanti – Interprète : Carmen Consoli [2019]
Dialogue Maïeutique
Je pense, Lucien l’âne mon ami, que tu connais très bien ce sirocco, ce vent des sables, ce vent sec et brûlant qui tombe brusquement sur les villes et qui sème aussi sûrement le chaud que la bise glacée de l’hiver sème l’effroi. L’un comme l’autre vident les boulevards et les esplanades ; ils créent pour un instant un autre climat passablement insalubre et inhospitalier.
Certes, dit Lucien l’âne, ce sont des courants d’airs venus d’ailleurs, qui amènent dans leurs basques des effluves étranges qui bouleversent le paysage olfactif. À moi, ces senteurs lointaines me plaisent beaucoup ; elles rompent la monotonie des jours et des climats ; elles mettent une autre ambiance. Ces souffles plient autrement les grands voiles de l’espace. Le sirocco est particulier cependant ; il fait sonner la musique du désert lointain ; il fait y entendre le chant des regs, des ergs et des dunes, comme les miaulements et les feulements d’un énorme guépard. Il emporte très loin les sauterelles en de sombres nuages et les cris des suricates et des fennecs. Quant à la bise du pôle, elle purifie en quelque sorte l’atmosphère – qui en a bien besoin, et même de plus en plus de nos jours – et décantent les rues des importuns et des bégueules. C’est un vent rempli d’humeurs prophylactiques et ses froidures et ses pluies éliminent sévèrement les insectes urticants et les microbes infects. Il s’agit pourtant de se brosser énergiquement le poil.
Évidemment, dit Marco Valdo M.I., c’est même le temps pur toi de porter ton célèbre bonnet et d’y enfourner tes oreilles. Mais tout ceci nous éloigne du récit de la chanson, qui raconte une brève rencontre manquée entre un poète attablé à la vitrine d’un café à la mode de Paris, mais néanmoins italien, et de sa muse, elle-même italienne.
Une affaire intemporelle, si tu veux mon avis, dit Lucien l’âne.
Relativement, en tout cas, reprend Marco Valdo M.I. ; toutefois, vu ainsi, ce sirocco est un vent qui soupire à l’intérieur des gens. Il conte une banalité comme il en rencontre des millions d’autres dans son parcours erratique. Il raconte une histoire quotidienne, qui se répète quasiment à l’identique chaque jour, même quand il ne souffle pas. Mais heureusement, il le raconte en chanson.
C’est ce qui fait son intérêt, dit Lucien l’âne, sinon qui l’aurait entendu. En somme, voilà à quoi sert la chanson : faire voir le banal et le quotidien au travers des yeux des vents. Alors, miracle, on voit tout différemment et ça donne à penser et oserais-je le mot, à ruminer. Sur ce, tissons le linceul de ce vieux monde venteux, brûlant, glacial, aride, odorant et cacochyme.
Heureusement !
Ainsi Parlaient Marco Valdo M.I. et Lucien Lane.
Je pense, Lucien l’âne mon ami, que tu connais très bien ce sirocco, ce vent des sables, ce vent sec et brûlant qui tombe brusquement sur les villes et qui sème aussi sûrement le chaud que la bise glacée de l’hiver sème l’effroi. L’un comme l’autre vident les boulevards et les esplanades ; ils créent pour un instant un autre climat passablement insalubre et inhospitalier.
Certes, dit Lucien l’âne, ce sont des courants d’airs venus d’ailleurs, qui amènent dans leurs basques des effluves étranges qui bouleversent le paysage olfactif. À moi, ces senteurs lointaines me plaisent beaucoup ; elles rompent la monotonie des jours et des climats ; elles mettent une autre ambiance. Ces souffles plient autrement les grands voiles de l’espace. Le sirocco est particulier cependant ; il fait sonner la musique du désert lointain ; il fait y entendre le chant des regs, des ergs et des dunes, comme les miaulements et les feulements d’un énorme guépard. Il emporte très loin les sauterelles en de sombres nuages et les cris des suricates et des fennecs. Quant à la bise du pôle, elle purifie en quelque sorte l’atmosphère – qui en a bien besoin, et même de plus en plus de nos jours – et décantent les rues des importuns et des bégueules. C’est un vent rempli d’humeurs prophylactiques et ses froidures et ses pluies éliminent sévèrement les insectes urticants et les microbes infects. Il s’agit pourtant de se brosser énergiquement le poil.
Évidemment, dit Marco Valdo M.I., c’est même le temps pur toi de porter ton célèbre bonnet et d’y enfourner tes oreilles. Mais tout ceci nous éloigne du récit de la chanson, qui raconte une brève rencontre manquée entre un poète attablé à la vitrine d’un café à la mode de Paris, mais néanmoins italien, et de sa muse, elle-même italienne.
Une affaire intemporelle, si tu veux mon avis, dit Lucien l’âne.
Relativement, en tout cas, reprend Marco Valdo M.I. ; toutefois, vu ainsi, ce sirocco est un vent qui soupire à l’intérieur des gens. Il conte une banalité comme il en rencontre des millions d’autres dans son parcours erratique. Il raconte une histoire quotidienne, qui se répète quasiment à l’identique chaque jour, même quand il ne souffle pas. Mais heureusement, il le raconte en chanson.
C’est ce qui fait son intérêt, dit Lucien l’âne, sinon qui l’aurait entendu. En somme, voilà à quoi sert la chanson : faire voir le banal et le quotidien au travers des yeux des vents. Alors, miracle, on voit tout différemment et ça donne à penser et oserais-je le mot, à ruminer. Sur ce, tissons le linceul de ce vieux monde venteux, brûlant, glacial, aride, odorant et cacochyme.
Heureusement !
Ainsi Parlaient Marco Valdo M.I. et Lucien Lane.
SIROCCO
Rappelle-toi ce sirocco luminescent balayait les rues,
Mystifiait la réalité et la rendait irréelle.
En un assaut baroque, les tours montaient au ciel
Et dans la rue des Juifs, les voiliers poursuivaient les nues.
Toi derrière la vitre d’un bar discret,
Assis à une table de poète français
Avec béant de doutes, ton sempiternel visage
Et dans un verre, un peu de rouge ordinaire…
Je pensais entrer pour prendre un verre…
Et parler des nuages.
Mais elle est arrivée affairée dansant dans le rose
D’une robe vichy qui s’enroulait autour de sa taille
Et elle commença à parler et commanda quelque chose
Dans le ciel extasié, les nuages couraient à la bataille…
Les larmes s’ajoutèrent au lait de ce thé,
Les mains dessinèrent des rêves et des certitudes…
Mais moi, je savais à quel point tu te sentais tiraillé.
Entre elle et l’autre, que tu ne pouvais pas laisser…
Entre vos deux fils et l’autre attitude,
Tu semblais paralysé…
Avec un dernier geste, elle se levait
Puis sans se retourner, elle partait
Tandis que ce vent la remplissait
De souvenirs impossibles
De confusion et d’images…
Il est resté comme qui se serait trompé de rue,
Errant à la recherche d’on ne sait quelle issue,
Mais il vaut mieux se souvenir d’un jour fatidique
Que de retomber dans une réalité toujours identique.
Maintenant, je ne sais vraiment pas où elle est partie
Si elle a un enfant ou comment elle meuble ses soirs,
Lui, il vit seul et partage sa vie
Entre le travail, ses vers inutiles et la routine du boire.
Ce vent de sirocco soufflait des vérités
Et tous les jours nous poussaient à ausculter,
Derrière le visage abusé des usages
Dans les sombres labyrinthes des maisons
Derrière le miroir secret de chaque visage
Au-dedans de nous, nos émotions.
Rappelle-toi ce sirocco luminescent balayait les rues,
Mystifiait la réalité et la rendait irréelle.
En un assaut baroque, les tours montaient au ciel
Et dans la rue des Juifs, les voiliers poursuivaient les nues.
Toi derrière la vitre d’un bar discret,
Assis à une table de poète français
Avec béant de doutes, ton sempiternel visage
Et dans un verre, un peu de rouge ordinaire…
Je pensais entrer pour prendre un verre…
Et parler des nuages.
Mais elle est arrivée affairée dansant dans le rose
D’une robe vichy qui s’enroulait autour de sa taille
Et elle commença à parler et commanda quelque chose
Dans le ciel extasié, les nuages couraient à la bataille…
Les larmes s’ajoutèrent au lait de ce thé,
Les mains dessinèrent des rêves et des certitudes…
Mais moi, je savais à quel point tu te sentais tiraillé.
Entre elle et l’autre, que tu ne pouvais pas laisser…
Entre vos deux fils et l’autre attitude,
Tu semblais paralysé…
Avec un dernier geste, elle se levait
Puis sans se retourner, elle partait
Tandis que ce vent la remplissait
De souvenirs impossibles
De confusion et d’images…
Il est resté comme qui se serait trompé de rue,
Errant à la recherche d’on ne sait quelle issue,
Mais il vaut mieux se souvenir d’un jour fatidique
Que de retomber dans une réalité toujours identique.
Maintenant, je ne sais vraiment pas où elle est partie
Si elle a un enfant ou comment elle meuble ses soirs,
Lui, il vit seul et partage sa vie
Entre le travail, ses vers inutiles et la routine du boire.
Ce vent de sirocco soufflait des vérités
Et tous les jours nous poussaient à ausculter,
Derrière le visage abusé des usages
Dans les sombres labyrinthes des maisons
Derrière le miroir secret de chaque visage
Au-dedans de nous, nos émotions.
envoyé par Marco Valdo M.I. - 23/12/2019 - 20:17
Langue: espagnol
Traducción Española / Traduzione spagnola / Spanish translation /Traduction espagnole /Espanjankielinen käännös:
Riccardo Gullotta
Riccardo Gullotta
SIROCO
¿Te acuerdas?, las calles estaban llenas de ese clarividente siroco
que transforma la realidad abusada y la hace irreal,
las torres parecían elevarse en un gran gesto barroco
y en Calle de los Judios veleros volaban como en un puerto del canal.
Tu detrás de la vidriera de una cafeteria impersonal,
sentado en una mesa para un poeta francés,
con tu cara habitual abierta a dudas
y un poco de tinto de rutina dentro del vaso:
Pensé entrar para estar juntos y para beber
y charlar sobre nubes ...
Pero ella llegò apresuradamente bailando en la rosa
de un vestido de guinga que envolvía alrededor de sus caderas
y comenzó para hablar y ordenar algo,
mientras en el cielo renovado las nubes en rebaños corrían
y las lágrimas se agregaron a la leche de ese té
y sus manos dibujaban sueños y certezas,
pero yo sabía cómo te sentías aplastado
entre ella y la otra que no sabías cómo dejarla,
entre tus dos hijos y el una y la otra moral
como parecías clavado ...
Ella se levantó con un gesto final,
entonces se fue sin mirar atrás
mientras ese viento la llenaba
de recuerdos imposibles,
de confusión y imágenes.
El permaneció como alguien que no sabe realmente qué hacer
todavía está buscando quién sabe qué solución
pero un día solo para recordar es mejor
que volver a caer en una nueva realidad siempre idéntica ...
Ahora, realmente no sé a dónde ella fue,
si ella ha dado a luz a un niño o cómo se enfrenta con las tardes,
él vive solo y divide la vida
entre el trabajo, versos inútiles y la rutina de un vaso.
Ojalá el viento siroco realmente soplara
y viniera todos los días para empujar nos a mirar
detrás de la fachada maltratada de las cosas,
en los oscuros laberintos de las casas,
detrás del espejo secreto de cada cara,
dentro de nosotros ...
¿Te acuerdas?, las calles estaban llenas de ese clarividente siroco
que transforma la realidad abusada y la hace irreal,
las torres parecían elevarse en un gran gesto barroco
y en Calle de los Judios veleros volaban como en un puerto del canal.
Tu detrás de la vidriera de una cafeteria impersonal,
sentado en una mesa para un poeta francés,
con tu cara habitual abierta a dudas
y un poco de tinto de rutina dentro del vaso:
Pensé entrar para estar juntos y para beber
y charlar sobre nubes ...
Pero ella llegò apresuradamente bailando en la rosa
de un vestido de guinga que envolvía alrededor de sus caderas
y comenzó para hablar y ordenar algo,
mientras en el cielo renovado las nubes en rebaños corrían
y las lágrimas se agregaron a la leche de ese té
y sus manos dibujaban sueños y certezas,
pero yo sabía cómo te sentías aplastado
entre ella y la otra que no sabías cómo dejarla,
entre tus dos hijos y el una y la otra moral
como parecías clavado ...
Ella se levantó con un gesto final,
entonces se fue sin mirar atrás
mientras ese viento la llenaba
de recuerdos imposibles,
de confusión y imágenes.
El permaneció como alguien que no sabe realmente qué hacer
todavía está buscando quién sabe qué solución
pero un día solo para recordar es mejor
que volver a caer en una nueva realidad siempre idéntica ...
Ahora, realmente no sé a dónde ella fue,
si ella ha dado a luz a un niño o cómo se enfrenta con las tardes,
él vive solo y divide la vida
entre el trabajo, versos inútiles y la rutina de un vaso.
Ojalá el viento siroco realmente soplara
y viniera todos los días para empujar nos a mirar
detrás de la fachada maltratada de las cosas,
en los oscuros laberintos de las casas,
detrás del espejo secreto de cada cara,
dentro de nosotros ...
Se poco español. He consultado varios textos para corrección gramatical y diccionarios para semántica. Si alguien encuentra algún error, agradecería si quisieran informarlo.[Riccardo Gullotta]
envoyé par Riccardo Gullotta - 24/12/2019 - 16:44
Lorenzo - 31/1/2020 - 15:52
×
[1987]
Testo / Lyrics / Paroles / Sanat: Francesco Guccini
Musica / Music / Musique / Sävel: Francesco Guccini – Juan Carlos Biondini [Flaco]
1. Album: Signora Bovary [1987]
Interprete / Performed by / Interprétée par / Laulaa : Francesco Guccini [1987]
2. Album : Note di viaggio - Capitolo 1: venite avanti
Interprete / Performed by / Interprétée par / Laulaa : Carmen Consoli [2019]
L’etimo della parola scirocco non è immediato come si sarebbe indotti a ritenere. L’origine lontana é dall’arabo shuruq / شروق che significa levata del sole, termine dell’alba. Da qui il catalano xaloc e il castigliano jaloque che vengono recepiti a loro volta nell’arabo andaluso shlouq / شلوق e nell’italiano scirocco, nell’inglese e francese sirocco e nell’arabo maghrebino al-shuahili / الشهيلي
Per questa canzone Guccini si ispirò alla relazione tra il suo amico Aldo Spatola, poeta insigne del Novecento, e Giulia Niccolai, poetessa e scrittrice.
.....Lo scirocco trasfigura in una dimensione onirica un angolo della città, fra le torri che sembrano prendere vita su un palcoscenico teatrale e via dei Giudei trasformata in un porto canale animato da magici velieri. Ma ecco che, in una sorta di procedimento cinematografico, l'obiettivo restringe il campo, e l'occhio dell'osservatore depositario del ricordo e, si direbbe, tutt'altro che sprovvisto di lenti letterarie si sofferma su una presenza conosciuta, seduta al tavolino di un bar. E, come in una moltiplicazione di diaframmi, non è forse privo di significato anche il fatto che la scena descritta da qui in avanti sia osservata attraverso il vetro del locale, quasi un ulteriore filtro interposto fra l'io e la realtà già evocata nella metamorfosi dei suoi contorni abituali....
.....Forse si potrebbe proprio leggere in tutto il componimento qualcosa di simile alla minaccia costante del fallimento della parola, tanto più inadeguata quando la volontà di comunicare non nasca da una disponibilità vera dello sguardo a penetrare ciò che si cela dietro il mistero dei volti e dietro l'apparenza sempre identica di una realtà "abusata". È una sorta di "poetica della visione" quella che ne emerge, sottolineata dall'enfasi ottativa finale (Soffiasse davvero quel vento di scirocco / e arrivasse ogni giorno per spingerci a guardare", vv. 35-36) in cui quello stesso scirocco che in apertura del testo rendeva incantati i luoghi abituali, rivelandone forse una realtà più vera, diviene metafora del desiderio di decifrare con uno sguardo più penetrante il segreto che si nasconde dietro le vite multiformi e misteriose incontrate ogni giorno.[Gabriella Fenocchio]